Ranek
Ranek
Światło. Szpara w zasłonach. Akurat na twoja twarz. Wstajesz i jednym szarpnięciem poprawiasz kotary. Spać. Tylko to teraz jest w twojej głowie. Spać. Ale nie… Znów cię szturcha. JEJ szczupły palec pierw delikatnie dotyka twoich żeber, by potem wbijać się między nie z sila małego czołgu. Szepce że czas wstawać. Każesz się JEJ odwalić. Nie masz siły i chcesz spać. Ale JEJ palec dźga cię jeszcze mocniej. Zrywasz się wściekła chcąc na nią nawarczeć. Nie możesz... Jak zwykle... Jak możesz na NIĄ krzyczeć kiedy wiesz że robi to dla twego dobra?
Stoi tam z twoim dresem w rękach. Całkiem ubrana i gotowa. Patrzy tymi swoimi wielkimi oczami. Jest w nich znów ta okropna mieszanina rozczarowania i smutku. Nienawidzisz tego spojrzenia. Tak samo jak siebie. Wstajesz. Ubierasz się. I tak nie da ci spać. Jeśli nie ONA - to poczucie winy.
Ale jesteś taka zmeczona. W nocy budziła cie dwa razy byś razem z nią porobiła brzuszki. Za pierwszym razem 100 za drugim 200. Zastanawiasz się czy jakby obudziła cie trzeci raz to robily byście 300? Sadzisz, a raczej wiesz że tak.
Wychodzicie. Jedno okrążenie. Łyk wody. Drugie i znów łyk wody. Zaczynacie trzecie. Słyszysz swój świszczący oddech. Masz tylko nadzieję że ONA go nie słyszy. Biegie przecież przed tobą. Ale jednak słyszy. Zwalnia i patrzy na ciebie z politowaniem gdy zatrzymujesz się nie mogąc złapać tchu. Kreci głową i odprowadza cię do domu. Mówi że jesteś słaba i odbiega robić kolejne okrążenia.
Zdejmując przepocony dres mimochodem patrzysz na zegar. 6:30 rano. Jest ci głupio że ONA dalej biega, a ty nie. Wzdychasz ciężko i chociaż marzysz tylko o tym by wrócić do łóżka, kładziesz się na ziemi. Zrobisz chociaż brzuszki. Tylko do jej powrotu… Nie możesz jej całkiem zawieść.
Nie możesz...
Stoi tam z twoim dresem w rękach. Całkiem ubrana i gotowa. Patrzy tymi swoimi wielkimi oczami. Jest w nich znów ta okropna mieszanina rozczarowania i smutku. Nienawidzisz tego spojrzenia. Tak samo jak siebie. Wstajesz. Ubierasz się. I tak nie da ci spać. Jeśli nie ONA - to poczucie winy.
Ale jesteś taka zmeczona. W nocy budziła cie dwa razy byś razem z nią porobiła brzuszki. Za pierwszym razem 100 za drugim 200. Zastanawiasz się czy jakby obudziła cie trzeci raz to robily byście 300? Sadzisz, a raczej wiesz że tak.
Wychodzicie. Jedno okrążenie. Łyk wody. Drugie i znów łyk wody. Zaczynacie trzecie. Słyszysz swój świszczący oddech. Masz tylko nadzieję że ONA go nie słyszy. Biegie przecież przed tobą. Ale jednak słyszy. Zwalnia i patrzy na ciebie z politowaniem gdy zatrzymujesz się nie mogąc złapać tchu. Kreci głową i odprowadza cię do domu. Mówi że jesteś słaba i odbiega robić kolejne okrążenia.
Zdejmując przepocony dres mimochodem patrzysz na zegar. 6:30 rano. Jest ci głupio że ONA dalej biega, a ty nie. Wzdychasz ciężko i chociaż marzysz tylko o tym by wrócić do łóżka, kładziesz się na ziemi. Zrobisz chociaż brzuszki. Tylko do jej powrotu… Nie możesz jej całkiem zawieść.
Nie możesz...
Komentarze
Prześlij komentarz