23.07.2023

 Wczoraj wyszło 688kcal. I 9,5 km.

Dzisiaj - 671 kcal. I rutyna ćwiczeń.

Doszłam do wniosku że nie każdego dnia chce mi się pisać dokładnie to co i ile zjadłam. Więc czasem będę wrzucać tak jak dziś tylko liczby. 

Dzisiejszy dzień też zaczęłam dzień z problemami żołądkowymi. Pokusiłam się na śliwki wczoraj (nie lubię śliwek, ale ciągle staram się jeść jakiś owoc dziennie) i dziś się na mnie zemściły. Dzień w łazience. Śmiesznie robi się ćwiczenia pomiędzy atakami biegunki. 

Jutro ważenie. Patrząc na się je w lustrze widzę jak bardzo jestem opuchnięta. Powinnam dostać okres (taki prawdziwy) jutro lub pojutrze, jednak patrząc na to plamienie które się wciąż utrzymuje nie wiem jak to będzie. 

Mam nadzieję że nawet jeśli waga mi wzrosła (czuję się jakby wzrosła i staram się na to przygotować) czy stoi w miejscu, postaram się nie załamać. Mam na to szczerą nadzieję. 

Zastanawiam się jak to możliwe trzymać się niskich bilansów i nie chudnąć. I nie jest to tak że przemycam sobie gdzieś kalorie czy czegoś nie liczę. Liczę każdą kalorie. Pilnuje się jak głupia. Dużo chodzę i naprawdę ćwiczę. I czuję się jakbym tyła a nie traciła na wadze. Nawet nie o wagę mi aż tak chodzi a o wymiary i wygląd. Mierze się w dokładnie tych samym miejscach i wymiary pozostają takie same. To jest najbardziej dołujące.

Zaczełam rozważać dziś rozpoczęcie łykania jakichś spalaczy tłuszczu. Jednak nie jestem ich fanką bo bardzo według mnie niszczą organizm. Jednak nie mam pomysłu co robić. Starałam się dziś zrobić research czy istnieją zdrowe ale mocno działające specyfiki. Jednak robiłam to bez przekonania. Nadal nie jestem przekonana. 

Będę musiała to przemyśleć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

03.08.2023

19.072003